Co się zobaczy, to już nie może być odzobaczone.
I zazwyczaj mamy na myśli pewne kadry, które najlepiej byłoby wymazać. My mamy problem innego rodzaju. Już drugi miesiąc nie możemy się otrząsnąć z Dolomitów, ale nigdy nie pozwolimy sobie zatrzeć tych wspomnień.
Ale żeby nie było, że jedynie cudze chwalimy, a swego nie znamy, to tatrzańskie szlaki w przerwach między burzami także staramy się przydeptywać i zachwycać się nimi. Pisząc “nasze” mamy też rzecz jasna sąsiedzkie na myśli 😉
Jako, że ze wszystkich sztuk najbardziej cenimy sobie sztukę kompromisu 😉 tym razem połączyliśmy bieganie z trekkingiem, a nasze szlaki połączyły się na Brestowej.
Mało nas w Tatrach ostatnio, ale ten jeden dzień pozwolił nadrobić sporo zaległości. Wszystkie elementy wzorcowej górskiej wycieczki zaliczone. Były zatem piękne kadry, łańcuchy, krew, pot, łzy, ekspozycja, dużo słońca, radość, zmęczenie, borówki i kompani najlepsi pod słońcem.