Zugspitz Ultratrail,
a w moim wykonaniu Basetrail XL,
to taki bieg, w którym trochę biegłem, a trochę.. hmm wymiotowałem. Do 25 km zawody, a później do mety już tylko “przygoda”.
I mogłem lepiej ogarnąć profil oraz przewyższenia. Mogłem nie biec pierwszej części z kilometrami w tempie po 4:25. Mogłem nie ruszać “chemii” z punktów, bo miałem przecież super kokosowo-daktylowo-orzechowe kulki mocy.
I mogłem to wszystko przekalkulować lepiej. Nie jestem jednak zawodowcem i najzwyczajniej w świecie mogę ruszyć na potwora biegowego niczym Don Kichot na wiatraki.
Cel udało się zrealizować, bo przed startem zupełnie “na oko”, ale z ambitnym błyskiem w oku rzuciłem “w 5 godzin dobiegnę”.
Zostaje radość i masa kadrów uchwyconych w głowie oraz satysfakcja ze świadomości, że kolejne marzenia stają się wspomnieniami.
Przedstawienie musi trwać.