Pełnia nad Tatrami

Czasem wystarczy jedynie popołudnie.

Czasem wystarczy wyjść z domu/z pracy z chęcią zwyczajnego resetu bliżej natury.

W piątkowy wieczór zgrało się nam bardzo wiele. Bo i bezchmurne niebo, i pełnia księżyca i kompletna cisza (choć tej akurat na zdjęciach nie widać). I mimo faktu, że Tatry znamy, to jest jakaś przedziwna magia i piękno widziane po raz pierwszy, którego doświadczyć można idąc zimą do schroniska w nocy i bazując jedynie na świetle, które odbija księżyc…

PS. (żeby nie było hejtu) Czołówki rzecz jasna mieliśmy ze sobą, ale naprawdę nie były nam do niczego potrzebne