Urlop w najlepsze, a budzik dzwoni o 5:30. Wyciąganie dłoni spod trzech koców i kołdry w poszukiwaniu włącznika światła wydaje się bezcelowe. O tej porze w Refuge du Toubkal na trzech tysiącach metrów prądu nie ma, ponieważ się go oszczędza. I nic w tym dziwnego.
Nos spod koca strach wyciągnąć w ten chłód, psa by z budy nie wygonił, a tu trzeba wstać.
Widać tylko parę wydobywają się z ust. Wilgoć oblepia wszystko: pościel, ubrania, sprzęt. Czy my na 100% jesteśmy w Afryce?!
Zakładamy czołówki i idziemy na śniadanie. Kamienne, wilgotne ściany zwiększają jedynie uczucie chłodu.
Jesteśmy ponad pół kilometra wyżej niż Rysy, a nasza wspinaczka dopiero się zaczyna. Wszyscy tutaj mają jeden cel –
Djebel Toubkal, 4167 m n.p.m.
– najwyższy szczyt Atlasu, a tym samym całej Afryki Północnej.