Lwów, maj 1939
„Popielski stał na swoim balkonie przy Kraszewskiego i spoglądał na Ogród Jezuicki. Od czasów nieudanej obławy towarzyszyły mu nieustannie monomania, frustracja i bezsenność. Zdawał się nie zauważać wiosny, która zmieniała Lwów w jeden wielki kwitnący ogród. U Jezuitów bielały kasztany a po uliczkach snuły się zakochane studenckie pary. Popołudniami ludzie tłoczyli się tam w restauracji w stylu zakopiańskiej secesji. Na terenie Targów Wschodnich sportowcy z Sokoła urządzali biegi na wytrzymałość. Na Wysokim Zamku gimnazjaliści wagarowali, palili papierosy i spotykali się z kobietami złego prowadzenia, które przychodziły tu z niedalekiego Starego Rynku”
Marek Krajewski, Erynie
Lwów, maj 2018
Wychodzimy z naszego mieszkania na Kleparowie tuż obok Rynku Krakowskiego – największego lwowskiego bazaru. Mijamy sobór św. Jura i wchodzimy do Parku Iwana Franki (kiedyś zwanego Ogrodem Jezuickim). W powietrzu czuć odurzający zapach jaśminu. Nie ma już restauracji, a secesyjny budynek w środku parku jest dzisiaj siedzibą Konsulatu Bułgarii. Idziemy dalej w dół ulicą, na której mieszkał mój ulubiony książkowy bohater. Pozwalamy sobie wejść w otwarte bramy, zaglądamy na podwórka. Architektura kamienic wciąż zachwyca choć ich czasy świetności dawno już minęły. Misterne sztukaterie pokryte są wieloma warstwami łuszczącej się farby, a podłe podwórka z dwupiętrowymi oficynami trwają niezmiennie pamiętając czasy przedwojennych rzezimieszków. Przy witrynach sklepów gdzieniegdzie można dostrzec ślady napisów w języku polskim („piekarnia”, „szewc”, „mydła”, „farby”, „oleje”,…)
Duch komisarza wciąż unosi się nad miastem…