Irlandia Północna w 24h

Podróże kształcą. To mądrość powszechnie znana, ale im więcej informacji człowiek zdobywa, tym więcej pytań sobie stawia i zaczynają pojawiać się problemy, a zero-jedynkowe prawdy przestają obowiązywać.

Odwiedzane miejsca, poznawanie historii ludzi i zdarzeń pozwala oczywiście uzyskać pewne informacje, ale  rodzi chyba jeszcze więcej pytań, a wszystko zamiast stawać się bardziej klarowne mętnieje jak herbata, do której wleje się mleko.

Rok temu świąteczne śniadanie zjedliśmy w The Old Courthouse w maleńkim miasteczku w Irlandii Północnej. Następnie objechaliśmy spory fragment Ulsteru wypożyczonym autem słuchając U2 i zachwycając się naturą. To wszystko w zaledwie w 24 h.

W ciągu jednego dnia przemierzyliśmy 130 mil (bo przecież nie 200 kilometrów). Przez Giant’s Causeway, składającego się z 37 tysięcy „kredek” wbitych ciasno w ziemię ok. 50 mln lat temu przez Olbrzymów po magiczny tunel drzew Dark Hedges, do którego wcale nie jest łatwo trafić. Trasa, choć stosunkowo krótka, usłana była ruinami średniowiecznych warowni, celtyckimi cmentarzami i epickimi krajobrazami.

A stolica?

20 lat po oficjalnym zażegnaniu krwawego konfliktu Belfast nadal pozostaje najbardziej podzielonym europejskim miastem. Granicę jasno wytyczają flagi przed domami oraz wysokie na kilka metrów mury z drutem kolczastym i ulice zamykane na noc.

Poza wszelką oceną refleksja z nocnej przejażdżki po Belfaście jest smutna. Bobby Sands mówiąc o roli, którą każdy z nas ma do odegrania w życiu z pewnością nie miał na myśli wałęsających się po nocy dzieciaków z papierosami na Great Victoria St. Nie myślał także  o kompletnie pijanych wracających niemal na czworakach „dorosłych” prowadzonych na smyczy do domu przez własne psy. Niestety taki obraz miasta właśnie zastaliśmy.

Na szczęście natura wynagradza, a ta wokół Belfastu zachwyca i wzrusza na każdym niemal kroku.

PS. A lewą stroną wcale nie jest tak ciężko się auta nie prowadzi.